Archiwum listopad 2009


W międzyczasie
Autor: zimny herbert
30 listopada 2009, 19:47

Pobiegałem dziś bardzo fajny trening. Serce rośnie jak widzę, że robota popłaca. Dostałem za darmo Sticka od Pana Producenta, będę się masował i dam znac jak efekty. Przyrząd niepozorny na pierwszy rzut oka, ale jak to w życiu bywa pewnie nie wygląd jest najważniejszy (tłumacz sobie Michałku , tłumacz:))Na razie mogę stwierdzić, że najwięcej frajdy sadomasochistycznej przynosi masaż łydek. A tak poza tym to trenuję i trenuję. Wystartujemy na biegu Sylwetrowym w Białymstoku obok sklepu " u Tadzika", gdzie pewna blondyna pilnuje porządku. Ale to jeszcze miesiąc. A potem sie zobaczy. Cały czas mam w głowie te przełaje, żeby zmyc hańbę :) z poprzedniego roku. Ale w poprzednim roku nie było luzu w kroku. Się pożyje , się zobaczy. Aha w przyszłym tygodniu ,albo jeszcze w przyszłym tygodniu planujemy z siostrą występ na Karaoke w Odeonie. Ostro trenujemy , oczywiście w weekendy, How deep is your love i Careless Whispers, a do tego Uciekaj moje serce, bo już się znudziło ciągle spiewać Zamki na piasku czy Yesterday Beatelsów. Do tego od stycznia mam w głowie zapisanie się na kurs Salsy w Ełckim Centrum Kultury , oj korci korci ,żeby się nauczyć fajnych kroków. Pewnie po treningach będę sztywny jakbym się całą noc krochmalił , ale liczy się przecież sama frajda:)  Ech ciężkie jest życie studenta:)

Luźne myśli
Autor: zimny herbert
29 listopada 2009, 20:38

Powiem tak : Ktoś tu będzie mocny na wiosnę i to nie chodzi akurat o mnie, wystarczy tylko przeanalizować zdjęcia z ostatnich Mistrzostw ze Stalowej Woli, to że nie starczyło sił na końcówkę nie zmienia faktu, że moc będzie. Trzymam kciuki całymi rękami i nogami i myślę że w końcu będę mógł poprowadzić półtoraka na lidze w ramach odpłaty za niegdysiejsze wożenie się.

Dzisiejszy wieczór spędziłem w romantycznej atmosferze razem z Żanetką Nutką. Dodam tylko, że nie chodzi tu o Panią reklamującą znaną emulsję do higieny intymnej , położną z czterdziestopięcioletnim stażem.

Trenuję jak diabeł. Znalazłem kawałek łąki w dobrym stanie i oram ją w tę i z powrotem i będę to robił póki nie spadnie śnieg, a nawet jak spadnie to i tak będę tam biegał. Stwierdzam, że biegając przełaje bardzo dużo traciłem do tej pory na różnych pierdołach , które potem rzutowały na moje odległe miejsca na Mistrzostwach Polski, bo na Mistrzostwach Województwa Ludowych zespołów Sportowych raz byłem drugi a raz wygrałem . Dostałem przy tym dwa razy opiekacze do grzanek, które i tak już nie działają, bo pourywały się od nich rączki jak za bardzo je przyciskaliśmy , chcąc zrobić jak najgrubszą grzankę. A propos łączki i przełajów : na zbiegach nie ma co luzować , a ja głupi pawian naczytałem się lektur z lat 60-tych gdzie wyraźnie jest na pisane żeby z góry łapać luz. Nieprawda  z góry trzeba lecieć ile się da, to w końcu start a nie wycieczka klasowa na śnieżkę , gdzie i tak wszyscy są na kacu i mogą sobie pozwolić na odrobinkę luksusu w postaci szeroko pojętego luzu w kroku.

Porzuciłem picie kawy . Już trzeci dzień o suchym pawianim pysku. Obserwacja: Podwyższyło mi się tętno rozbiegań i ogólnie w czasie treningu o jakieś 10 uderzeń na minutę . Na początku byłem szoku , ale spróbowałem wytłumaczyć to sobie efektem odstawienia kawy i udało się. Mój podatny na sugestię móżdżek przyjął to bez zająknięcia. Porzuciłem też wyroby mięsopodobne, ale nie mięso. Kupuje normalnie surowe i robię z nich sosy tzn. robimy. Parówki i Szynka o zawartości mięsa ok 60% suszą się w lodówce." Jak chciałyście oszukać Papę Smalca i dopuścić do przerostu masy nad nazwiskiem to teraz macie. Ususzycie się jak mumie Egipskie.". Zagram jeszcze w Nba 2005 Kevin Garnett pokaże klasę i na poziomie starter rozwalimy kolejnych pretendentów do tytułu. Na wyższym poziomie jeszcze nie próbowałem , bo coś wtedy za bardzo się stresują i nie chcą za trzy trafiać. Kwestia psychiki. Jutro rano od 8-13 pracuję. Potem prawdopodobnie z Szarą kotką pojadę do weterynarza, bo stara już i męczą ją zaparcia, podobnie jak u ludzi. Siedzi biedna całymi dniami w łóżku i nie daje się dotknąć. A może to już na nią czas nadszedł. Taka Malutka śmierć z kosą: " Ja do kanarka" Oby nie. Niech sobie jeszcze pożyje i poje trochę. Ja nie mogę , to niech chociaż ona ma. A potem czyli ok 14 polecę na dłuuugi progres. Ok NBA LIVE - turn the game:)

Przed śniadaniem
Autor: zimny herbert
27 listopada 2009, 07:04

Kilka uwag przed porannym rozruchem. Porzuciłem picie kawy, bywało że chlałem 3dziennie, po wczorajszym wieczornym treningu waga już 66,5. Czyli faktycznie musiałem nazbierać sporo toksyn i wody. Nie będę jadł przetworzonego mięcha ( zadnych kiełbas, parówek itp.), wiecej owoców. Treningi stopniowo biegną do przodu : czuję, że idzie postęp. Nie wiem jak z szybkością, bo na razie niewiele mam takich treningów, ale tlenowo cały czas rośnie. A jak rośnie znaczy, że jest dobrze. Jak Jaśko wróci z Belgii i trochę się rozbiega będę musiał zaprosić go na kolejną ścinkę "sprinterów", żeby nie zapomniec jak się sprintuje. Lecę

PS zabiegałem na śmierć Czip do buta, ten od sportbandu Nike'owego. Od prawie tygdnia nie mogłem podładowac kilometrami mojego konta na nikerunning.com. świat ucieka, nawet nie wiem kto prowadzi w wyzwaniu, które sam na swoją zgubę stworzyłem. Pewnie Mario Giżyński. Zacięta sztuka. Ale dokładka Czipowa jest już w drodze. Dziękować Iwonce i Kubusiowi. Przywalę po 300km w tygodniu to zaraz ich dogonię:) Ale czy jest sens?:)  No to teraz to już naprawdę lecę:)

Stanisław Marzec - osobna notka
Autor: zimny herbert
Tagi: stanisław marzec  
25 listopada 2009, 21:38

Stwierdzam , że w naszym biegowym internecie nie ma portalu, który by niczego nie reklamował, który żyłby tylko czystą przyjemnością jaką jest bieganie. Moim guru, odbiegającym tutaj od schematów, jest tutaj postać Stanisława Marca. Znany jest z tego, że z reguły na zawodach biega boso w różnych, niekoniecznie kojarzących się z wyczynowym bieganiem ubraniach, przez co wywołuje uśmiech na twarzach "biegaczy" w firmowych ciuszkach. Nie wiedza oni nawet , że jest to człowiek bardzo inteligenty, otwarty ,z wielką charyzmą. Widzą oni tylko to co na zewnątrz. Czyli człowieka biegnącego we flanelowej koszuli , w podartych spodenkach bermudach i do tego jeszcze na bosaka . Ale taki a nie inny wygląd jest uzewnętrznieniem jego niesamowicie prostej i minimalistycznej filozofii życiowej. Miałem szczęście rozmawiać z nim kilka razy. Jest to człowiek otwarty , skromny , zawsze pozytywny, z chęcią udziela porad mniej doświadczonym biegaczom. Swoim bieganiem , postawą, zachowaniem udowadnia nam że bieganie to wolność. Do biegania nie potrzebuje zarąbistych ubrań (ocieplanych z pięćdziesięcioma systemami odprowadzania potu), nie potrzebuje zarąbistych butów reklamowanych w plastikowych czasopismach o bieganiu. Nie dba o sławę. jest po prostu sobą, jest wolny . Jak chce, to wychodzi pobiegać. Nie obchodzą go żadne trendy. Zostaje sama przyjemność biegu, która nie ma nic wspólnego z zasobnością portfela. Bieganie jest rzeczą ludzką. Tak samo jak rodzimy się i umieramy bez niczego, tak samo biegamy wolni, nie uwiązani do żadnej materialnej rzeczy. Dzięki temu umysł odpoczywa. Kolejny trening nie jest tylko rewią mody. Przerostem formy nad treścią.

Dwa lata temu w 2007 roku w wieku lat 45-ciu !!!! (czterdziestu pięciu ) w Pile poleciał półmaraton 1,09 a ja 1,13  . Dokopał mi jak chciał - Stanisław Marzec rocznik 1962!!!- człowiek, który jest moim guru. A oto inne jego wyniki z tego samego roku

 

3000 m
00:08.58,50
10000 m
00:30.33,63
5000 m
00:15.24,29
Półmaraton
01:09.22,00

I biega dalej. Respect. Dlaczego o takich ludziach się nie pisze?

 

Pasący się Pawianisko
Autor: zimny herbert
25 listopada 2009, 10:09

Po ostatnim brzydkim wpisie troszkę sie uspokoiłem. Właśnie wychodzę na trening. Dziś akurat nie musze iść do pracy, ale rano przejechałem się po znajomych aptekach, wszędzie maja jakies problemy, a to brakuje ludzi do pracy a to ktoś zachorował. Do tego w Ełku są już trzy przypadki świńskiej grypy. Jakaś taka atmosfera nocy polarnej, gdzie brak słońca dobija i z czasem powoduje depresje połączone z wybuchami schizofrenii. Dlatego mając to wszystko za plecami, nie czepiając się , nie lgnąc do niczego co złe, za chwilę uderzam do lasu, na długi trening. Postanowiłem, że z rana będę robił 15mintruchtu i rozciąganie , a potem w miarę możliwości jeszcze dwa treningi. Ostani tydzień 230km a waga 1kg do góry i już ważę 6kg więcej niż czasem ważyło się w sezonie. Czy ktoś to jest w stanie wyjaśnić?Jem przy tym normalnie, tak jak jadłem. Pocieszam się tym że nic mnie nie boli  i ogólnie czuję się jakby dalej było roztrenowanie:) Może to dlatego , że nie pracuje tak dużo jak dawniej? W każdym bądź razie już mnie nie ma . Lecę poprzytulam trochę brzozy, może będą bardziej płodne:)