Archiwum sierpień 2009


Motywacje przed cięzka zimą i ciemnymi...
Autor: zimny herbert
31 sierpnia 2009, 16:01

"Rano, zanim się ubierzesz, zapal kadzidło i medytuj.

Udawaj się na spoczynek o stałej godzinie.

Spożywaj posiłki w jednakowych odstępach czasu.

Jedz z umiarem i nigdy do stanu zaspokojenia głodu.

Przyjmując gościa, zachowuj się tak samo, jak wtedy, gdy jesteś sam.

Jeżeli jesteś sam, zachowuj się tak samo, jak wtedy, kiedy przyjmujesz gościa.

Uważaj na to, co mówisz, a cokolwiek mówisz - realizuj w praktyce.

Kiedy trafia się okazja, nie pozwól jej umknąć, lecz pomyśl dwa razy przed podjęciem działania.

Miej nieustraszone podejście bohatera i kochające serce dziecka.

Udając się na spoczynek, śpij tak, jakby to był twój ostatni sen.

Gdy się obudzisz, natychmiast porzucaj łóżko, tak jakbyś porzucał parę starych butów. "

 

Soyen Shaku, 1859 – 1919

Najdłuzszy urlop w życiu
Autor: zimny herbert
31 sierpnia 2009, 15:34

Wygląda na to że jest to ostani mój urlop w tej firmie. Ale nie płaczę , bo nie zamierzam pracować w niej bez przerwy do końca moich dni, raczej odwrotnie. Nie mam Videła i pilota z przyciskiem ffd. Więc nie mogę przewinąć do przodu i zobaczyć co będzie w kolejnym odcinku pt. Przygody Michała S. Na rozmowie o pracę Pani się mnie pyta :" dlaczego ma Pan trzecia pracę w ciągu czterech lat ?" a ja na to : "A co to Panią obchodzi." Nie oddzwonili . Ciekawe czemu ? A tacy byli mili , nawet proponowali Arbatę.

Tydzien urlopu
Autor: zimny herbert
31 sierpnia 2009, 07:00

Przed Piłą dostałem tydzień urlopu, ale nie od treningów. Jeszcze jutro mocno i w czwartek mocno. Głupio sie czuje robiąc jeden trening dziennie. Zaraz jade do Białego , do klubu po dokumenty ( karty zawodnika itp.) Na razie nie patrze na wagę bo juz mnie to wkurwia. ( Może nie patrzę , ale na Grandera nie dałem się namówić -ech) Biegam od groma kilometrów i nic nie puszcza 68kg . Nie będę sie głodzić bo 5km jeszcze można pobiec odwodnionym , ale półmaratonu nie polecisz, bo skurcze bedą łapały. Taki błąd zrobiłem rok temu. Zobaczyłem że waga 67-68 to w tydzień odwodniłem się do 65- jak małe dziecko , a nie jak człowiek po Akademii Medycznej. Ogólnie jest lepiej niż rok temu o tej porze, ale na ile lepiej to h.u.j go wie. Gdybym miał do niego nr telefonu to bym przedzwonił i sie spytał:)

przed mocnym treningiem- motywacje
Autor: zimny herbert
30 sierpnia 2009, 09:03

 

- Jaki ma sens cierpienie, jeżeli ma sens?

- Posłuchaj. Gdyby cierpienie nie miało sensu, jedna jedyna łza zalałaby największe piramidy, najbardziej wygórowane panteony, najwyższe w najwyższe w najwyższych górach położone obserwatoria astronomiczne. I prawdziwie ci się mówi: jedna jedyna ludzka łza zalewa to wszystko. Ale nie dlatego, że nie ma ona sensu, lecz dlatego, że ma ona sens, to wszystko zaś prawdziwego sensu nie ma. Bo sens zalewa bezsens. Nie odwrotnie. Patrz, tysiące lat cywilizacji, największe osiągnięcia kulturowe, naukowe, techniczne i tak dalej nie wymazały ludzkiej łzy. Dlaczego? Dlaczego? Po trzykroć: dlaczego? Gdyby mogły ją wymazać, już dawno by ją wymazały. Już dawno. Ale nie wymazały. I prawdziwie ci się mówi: nigdy nie wymażą. Ta łza jest jedynym kamieniem węgielnym, na którym stoi całe królestwo szczęścia człowieka tę łzę roniącego. Ten człowiek może siebie poznać, może poznać, dlaczego płacze i tylko wtedy przestanie płakać. Zapłacze wówczas ostatni raz, ale z niewymownej i nie kończącej się radości.

 

Cierpienie ma głęboki sens. Cierpienie ma taki sens jak rzeka, co nagle przecina ci w poprzek drogę. Nie ma mostu, nie ma brodu, nie ma promu, nie ma materiału ni narzędzi do zbudowania tratwy. Ty masz dostać się na drugi brzeg, żeby iść dalej. Masz to zrobić, wszak rzeka przecięła ci drogę, zatem twoja droga nie kończy się na tym brzegu, tu nie jest meta, bo wtedy się nie mówiłoby, że rzeka przecięła ci drogę. Więc twoja droga prowadzi przez rzekę i dalej, już po tamtej stronie. Nie możesz zrobić nic innego, jak rzekę przebyć.

- Czy nie ma sposobu na ominięcie rzeki, to znaczy na uniknięcie bezpośredniego kontaktu z wodą? Czy nie mogę iść w bok, w lewo czy w prawo, aż do napotkania mostu lub przewoźnika z łodzią?

- Rzeka przecięła ci drogę. Jeżeli ta rzeka jest na twojej drodze, to znaczy, że ta rzeka jest twoją drogą. Przebycie tej rzeki należy do twojej drogi. Jeżeli wykonasz obrót o dziewięćdziesiąt stopni i pójdziesz w bok, w lewo czy w prawo, to znaczy, że z drogi zbaczasz. Jeżeli obrócisz się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni i ruszysz, to znaczy, że z drogi zawracasz. Jeżeli usiądziesz na brzegu, na tym brzegu i zaczniesz liczyć sekundy, to znaczy, że twoja droga urywa się. Ta droga to droga do życia. Więc albo idziesz do życia, albo nie. Jeżeli tak, musisz rzeke przebyć. Musisz cierpienie przecierpieć. Tylko tak je przekroczysz i zostawisz na zawsze za sobą.

- A jeżeli nie umiem pływać?

- Gdybyś umiał pływać i może jeszcze jak ryba, jakim cierpieniem byłoby dla ciebie przepłynięcie rzeki? Byłoby to dla ciebie tym samym, co spacerowanie po ziemi, po łące pełnej kwiatów. Gdzie tu wtedy mówić o cierpieniu? Gdzie tu wtedy pytać, czym jest cierpienie i jaki ma sens?

 

- Więc mam wejść do wody, nie umiejąc pływać?

- Czy możesz nauczyć się pływać bez wody?

- Ale przecież mogę się utopić!

- Utopić się możesz stojąc na brzegu i nie skacząc do wody. I zaiste, wtedy topisz się, wtedy toniesz.

- Kiedy?

- Kiedy stoisz na brzegu i nie skaczesz do wody.

- Nie rozumiem.

- Kiedy skoczysz naprawdę do wody, oczywiście już nie będzie cię wtedy na brzegu. Już nie będzie: "Ja i woda", nie będzie: "tu i tam", nie będzie: "Ja tu na brzegu - a tam woda". Ciebie już nie będzie. Będzie tylko woda. Kto miałby wtedy utopić się? W wodzie wszystko jest wodą. W ogniu wszystko jest ogniem. W cierpieniu wszystko jest cierpieniem. Wchodząc naprawdę w cierpienie, przestajesz być sobą, stajesz się cierpieniem, stanem cierpienia: wtedy już nie ma z jednej strony cierpienia, a z drugiej strony: "mnie, który cierpię". Jest tylko cierpienie. Ale czy cierpienie istnieje niezależnie, oddzielnie od osoby cierpiącej? Nie istnieje. A więc jeżeli nie ma osoby cierpiącej, to i cierpienia wtedy nie ma.

 ("Fabula rasa")

Przypowieść o żółtym diable
Autor: zimny herbert
29 sierpnia 2009, 20:41

W dawnych czasach, pewien ubogi i dosyć skąpy Chińczyk policzył oszczędności swojego życia (które trzymał ukryte w podłodze) i okazało się, że uzbierało się tego 30 sztuk złota. Udał się więc na targowisko, by po wielu latach poraz pierwszy kupić sobie coś ciekawego.

Po przyjrzeniu się różnym rozmaitościom, nie znalazł nic co by go zainteresowało. Już miał wrócić niepocieszony do domu, kiedy nagle jego uwagę przykuł... diabeł. Diabeł był czarny jak smoła, miał lekko skośne oczy, ogon, rogi, czerwone ślepia i było od niego lekko czuć siarką. Siedział spokojnie w klatce i przyglądał się przechodniom.

Nasz bohater spytał się po co komu taki diabeł. Sprzedawca wyjaśnił mu, że taki diabeł, to bardzo pożyteczne zwierzę - potrafi napalić w piecu, narąbać drzewo, pomalować płot, gotować, sprzątać i wiele innych rzeczy. Prawdziwa złota rączka. Przy tym je tyle co zwykły człowiek i tak jak człowiek czasami potrzebuje odpocząć i zdrzemnąć się. Jego utrzymanie nie jest więc kosztowne.

Kupiec obejrzał dokładnie diabła i spytał o cenę. Okazało się, że kosztuje on 30 sztuk złota i sprzedawca nie zamierza spuścić z ceny. Po długim namyśle Chińczyk zdecydował się jednak wydać wszystkie oszczędności swojego życia i kupił diabła.

Kiedy już odchodził, sprzedawca zwrócił mu uwagę, na pewien istotny szczegół. Otóż okazało się, że diabeł owszem, pracuje intensywnie, ale tylko wtedy jeśli zawsze powie mu się co ma robić. Musi mieć zawsze wyznaczony plan dnia. Pobudka o godzinie tej i tej, rąbanie drzewa na opał do godziny ..., śniadanie o godzinie ..., 15 minut przerwy na wypoczynek itd. I tak codziennie. Nie wolno o tym zapomnieć! - przestrzegł sprzedawca. Diabeł pozostawiony sam sobie, zajmie się swoimi diabelskimi sprawami, co nigdy nie kończy się dobrze.

Zdziwiony Chińczyk zapamietał uwagę, wziął diabła ze sobą i udali się do domu. I rzeczywiście - sprzedawca nie kłamał - diabeł zawsze robił to co polecił mu wykonać jego gospodarz.

Wstawał bez ociągania się o 6 rano, rąbał drwa, zamiatał obejście, jadł śniadanie, odpoczywał... Właściciel był z niego bardzo zadowolony.

Jednak pewnego dnia wieśniak musiał wyjechać. Znane są dwie wersje wyjaśniające przyczyny jego wyjazdu:

Pierwsza (dla dzieci) mówi o tym, że pojechał on odwiedzić swoją chorą matkę i został na noc by się nią opiekować.

Druga (dla dorosłych) opowiada o jego wizycie u przyjaciół i imprezie, która trochę się przedłużyła...

W każdym razie w obu przypadkach, chłop po prostu zapomniał o tym, że musi przydzielić diabłu zadania.

Zaniepokojony wracał do domu i już z daleka zobaczył, że coś jest nie w porządku. Znad miejsca, gdzie mieściła się jego wioska, unosiły się opary dymu.

Wkrótce poczuł swąd spalenizny, a kiedy podszedł bliżej jego oczom ukazał się wstrząsający widok. Wieś była doszczętnie spalona, a na zgliszczach siedział diabeł i piekł w ogniu ciało dziecka...


Dlaczego taka ładna historia, ma tak straszne zakończenie? Kim jest diabeł? Kim jest wieśniak? Kim Ty jesteś? Co to wszystko oznacza dla Twojego życia?

Odpowiedz - teraz!

 

 

 

 

....( Musze pilnować swojego diabła)...