04 grudnia 2009, 13:27
Taki ładny wpisik wczoraj mi się skasował. Ale nie płaczę, tylko idę dalej.( Chociaż wspomnę o nim , bo pewnie patrzy na mnie teraz z zaświatów wpisikowych i się uśmiecha) Dzisiaj same rozbiegania i sprawności. Wczoraj pobiegałem sporo. Ponad 40km w ciągu dnia wyszło.Buty nadają się już do wyrzucenia. Od sierpnia służyły bardzo dobrze, ale im się porwało. Szczególnie dobiłem je przez bieganie po łące. Nie wiem czemu . Może dlatego , że niektóre trawy zaczepiają i powolutku stopniowo przecinały moje śliczne Lunar GLide. Ale tym też się nie martwię. Na szczęście Lidl jest blisko:) Ogólnie to niczym się nie martwię, no może czasem jak mam pusty brzuszek.
Kolejna wycieczka do Biblioteki zaowocowała wypożyczeniem" Farmakognozji " Kohlmuntzera i "Owoce -pożywienie i lekarstwo " niejakiego Morrisa Kroka. Zachęcił mnie do niej fakt, że gość biega maratony, ale nie był to słuszny wybór. Jakiś on miękki ten Morris , nie to co Norris. Facet zjadł zupkę w proszku i dostał bólów łydek, po czym stwierdził, że widocznie toksyny z tej zupki zgromadziły mu się w łydkach i czekał trzy dni ,żeby odtruć organizm. Kompletny nonsens. Spróbowałby biegać na parówkach z Biedronki to by dopiero zobaczył. Dalej pisze, że po innej zupce "około godziny dziesiątej lumbago zgięło mnie w pół. Przypuszczam że toksyny zawarte w spożytej zupie, zostały po tych 14 godzinach zaabsorbowane i ulokowane w okolicy pleców co spowodowało atak(...) Ponieważ bieg odbywał się tego samego popołudnia, musiałem wycofać się z zawodów." Może po prostu spał na niewygodnym łóżku , ale książka była była o odżywianiu a nie o wpływie mebli na wynik w maratonie. Farmakognozja z kolei była jednym z moich ulubionych przedmiotów na studiach. Jakoś mi lekko wchodziło , w przeciwieństwie do Chemii Leków na przykład. Rok temu widziałem się Panem dr Tomczykiem , szefem zakładu Farmakognozji , zapraszał mnie żebym ich odwiedzi w Zakładzie. Bardzo to miłe , że ktoś z profesorów pamięta cię cztery lata po studiach. Czułem się bosko:) Ale nie o to nie o to.
Chciałem tylko napisać ,że cały czas idziemy do przodu . "Staramy się z chłopakami , aby do przodu , do przodu" jak to mówi pewien piłkarz w kabarecie, nie przytoczę nazwiska , bo się boję procesu. Aktualnie jestem mniej więcej wydolnościowo na poziomie maja tego roku. A to dopiero początek drogi. Ciężkiej drogi i pełnej ślepych uliczek. Ale mam mapę. Na razie potrafię wyczuć do jakich granic zarąbania jestem w stanie się posunąć, żeby za dzień dwa nastąpiła mała superkompensacja. Ważny jest też czas i sposób wypoczynku, miejmy nadzieję, że nie zabraknie nam wypoczynku w tym roku. Na razie nie biorę żadnych suplementów, bo nie czuje takiej potrzeby. Choć na pewno bliżej startów jakąś multiwitaminę kupię , tak dla pewności:)
Kiedyś na obozie trener Chyliński rozdawał multiwitaminy musujące. I Łukaszkowi Teślukowi już nic nie zostało, a trener Roman wyciągnął ostatnią tableteczkę musującą i mówi do Łukaszka: " Masz żebyś się nie rozbestwił.":)Starczyło na cały obóz. I faktycznie, nie rozbestwił się za bardzo.